Aktualności

Dzień dziewiąty: owocować RADOŚCIĄ!

5 sierpnia 2019 23:59

„Wykrzykujcie na cześć Pana, wszystkie ziemie, stańcie przed obliczem Pana z okrzykami radości... Wszystko się zgadza, tylko dlaczego o 4 rano? :-) Żartujemy! Tak naprawdę to kochamy takie poranki!

Rozpływa się we mnie moja dusza, *
gdy wspominam, jak z tłumem kroczyłem do Bożego domu
W świątecznym orszaku, *
wśród głosów radości i chwały.dm

Tym psalmem modliliśmy się w jutrzni. Czyż reżyseria Pana Boga nie jest wspaniała? Żeby akurat w dzień wejścia na Jasną Górę, kiedy pielgrzymujemy, aby owocować radością – otrzymać takie słowo? Chrześcijaństwo jest radosną nowiną! I na każdym kroku doświadczaliśmy dzisiaj tego. Właściwie to podczas całej pielgrzymki, kiedy nie brakowało momentów trudnych, kryzysowych. Ewangelia nie byłaby radosną nowiną, gdyby nie było w niej mocy pokonywania smutku i strapienia.

Na ostatnich kilometrach otrzymaliśmy smsa od byłego Przewodnika: „Błogosławionego dotarcia na Jasną Górę. Niech was Bogarodzica w swoje efesko-rzymskie święto ośnieży, żebyście jutro pasowali do bieli Przemienienia!” Nigdy wcześniej nie pomyśleliśmy, że dzień wejścia przypada we wspomnienie Matki Bożej Śnieżnej… Radość! 

I jeszcze jeden dialog przed Jasną Górą:
– Kuba, cieszysz się, że dotarłeś aż tutaj?
– Cieszę się! Ale teraz dopiero zacznie się droga. Trzeba iść dalej!

Jeśli myślicie, że ostatniego dnia pielgrzymi tylko pachną i dumnie skaczą po drodze, to pozwolę sobie obalić mit: tegoroczne „dreptanie” było dla wielu tak bardzo bolesne i trudne, że tylko powtarzając „Deus vult” (Bóg tak chciał), możemy zrozumieć jakim prawem udało się nam posuwać na przód, przekładać stopę za stopą.

Nawet podczas przedostatniego etapu pomyślałam, że „moc w słabości się doskonali”, więc musiałam przyznać, że nie dam już rady. Droga była męcząca. Wzięto mnie z trasy, a moje serce, mimo, że rozumiało, żaliło się, że nie pokona tych kilometrów.

Chcąc uchodzić za zdyscyplinowanych pielgrzymów, posłuchaliśmy (ostatni już raz w tym roku) Dody i Olafa i jako pierwsi wyszliśmy z postoju. Ostrzegaliśmy, że za szybko, że jeszcze „pięć minutek”. Nie chcieli słuchać, a my nie chcieliśmy wyjść za nachalnych chamów ;-)

To był błąd…  :-D Radość i modlitwa godzinkami ku czci NMP poniosły nasze zmęczone ciała tak szybko, że gdyby nie porządkowi, zawstydzilibyśmy Prymasa, który utknął w „korku”.

„Ostatni etap przejechać to wstyd” – to prawda, zatem poprosiłam moje ciało, żeby już się nie buntowało i tak pozwoliło, aby móc paść na twarz pod pomnikiem NMP i by oddać jej cześć. Posłuchało :-)

Klaudia

Wejście było takie :-)